środa, 30 grudnia 2015

Dziewiątka

-I jak tam? - Ola natychmiast zapytała, gdy ja ledwo otworzyłam oczy.
-Yyy... Sama nie wiem, nic nie czuję...
-Będzie dobrze. - odparła, a ja zaczęłam płakać. - No nie płacz... Wszystko się jakoś ułoży!
-Ułoży? Nic się ułoży... Rozumiesz?! Nic! - naskoczyłam na nią. - Nie wiesz jak to jest... Nikt nie wie... - zaczęłam jeszcze bardziej się rozklejać.
-Uwierz wiem jak to jest... - spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - Jakieś 4 lata temu poznałam fajnego chłopaka, pamiętasz go zapewne, to Paweł. Chodziliśmy ze sobą, o czym wiesz, jednak po jakimś pół roku związku zaszłam z nim w ciążę... Niestety, poroniłam. On mnie zostawił, a ja zostałam na tym świecie sama. Byłaś tylko Ty, jednak nigdy Ci o tym nie powiedziałam, bo to było zbyt bolesne... Chciałam o tym zapomnieć, ale kiedy dowiedziałam się, że jesteś w ciąży, wszystko wróciło... Bartek nic nie wie i lepiej, żeby tak zostało, przynajmniej narazie.
-Uhh... Przepraszam, nie chciałam Cię zranić... Wybacz.
-Nie masz za co. W końcu o niczym nie wiedziałaś... i tak miało zostać, jednak ta cała sytuacja... - Teraz płakałyśmy już obie.


***
Rano, gdy się obudziłam Oli nigdzie nie było. Zostawiła jednak kartkę, że poszła po coś do jedzenia. Zerknęłam na zegarek, a tam 10:15... Hmm, dość wcześnie jak na mnie. - pomyślałam, podnosząc się lekko. - To co, maluchu? Czas na poranną toaletę. - odparłam gładząc swój lekko zaokrąglony brzuch. Wstałam z łóżka, ubrałam kapcie i ledwo doszłam do drzwi zrobiło mi, a się słabo. Zemdlałam...
Perspektywa Oli
-Hmm... Co by jej tu kupić dobrego? - zapytałam szeptem samą siebie.
-Może jakiś jogurt czy coś? - usłyszałam męski głos za plecami. Odwróciłam się i odetchnęłam z ulgą, gdyż to był Bartek.
-Jezuu, nie strasz mnie... Hej. - dałam mu całusa w policzek.
-Komu kupujesz te pyszności? - zapytał.
-Zuzce... jest w szpitalu... - opowiedziałam mu całą historię, jak to się stało, że jest tam gdzie jest.
-O ludzie, a co z Andrzejem? Gdzie on jest?
-A jak myślisz? Odszedł do tej swojej nowej laluni... Nie gadajmy już o nim, bo aż mi się w środku gotuje na myśl o tym zdrajcy... Idziesz ze mną do szpitala?
Bartek tylko pokiwał głową twierdząco. W tym momencie zaczął dzwonić niemiłosiernie mój telefon.
-...tak, przy telefonie...Słucham?!...Już tam jadę! - w pośpiechu rozłączyłam się.
-Coś się stało?!
-Niee, a właściwie tak. Bierz manele i jedziemy do szpitala! Zuzka zemdlała i ją musieli reanimować, jej stan jest niestabilny...
Zebraliśmy się i czym prędzej ruszyliśmy w kierunku auta, na szczęście nie stało daleko. Szpital, do którego wzięli Zuzkę, też był w pobliżu.

***
Siedzieliśmy przed salą w oczekiwaniu na doktora, który od kilku godzin zniknął za drzwiami zabiegowego. Byłam kłębkiem nerwów, a Bartek to o mało krzesła nie połamał...
-Może pójdę po kawę? Nie wytrzymam tutaj... - przerwał ciszę.
-Okay.
Zostałam sama w białym, oschłym korytarzu... Przypomniały mi się chwile, gdy siedziałam tu będąc w ciąży. Ehh.. Nie czas na rozmyślenia! Teraz liczy się Zuza i dziecko... Z natłoku myśli wyrwał mnie Bartek trzymający dwa kubki gorącego napoju. Godziny mijały, a my nadal nie wiedzieliśmy, co z Zuzą. W końcu lekarz wyszedł z sali z grobową miną. Przeczuwałam najgorsze, zresztą Bartek chyba też, co stwierdziłam po jego bladej twarzy... Po chwili w końcu poinformował nas o jej stanie i z tego, co zrozumiałam wszystko już było w porządku. Jej stan był stabilny, ciąży nie straciła, wię odetchnęliśmy z ulgą...
-Możemy do niej wejść? - zapytałam lekarza.
-Pacjentka teraz musi odpoczywać i odwiedziny sa niewskazane. - odparł chłodno.
-Ehh... rozumiem, no ale nawet na minutkę?
-No dobrze, ale tylko na minutę. - zgodził się podkreślając ostatnie słowa.
-Dziękuję, a czy Bartek może wejść ze mną?
-Jak już pani chce wejść to sama, ponieważ po tym wszystkim nie można jej przemęczać...
-Dobrze, idź sama. Ja tutaj poczekam.-odrzekł Bartek.
Po chwili przekroczyłam próg sali, gdzie leżała Zuzka. Była strasznie blada i ledwo co trzymała się na łóżku. Chwyciłam ją za rękę, poczułam, że jest strasznie lodowata. Trochę się przeraziłam, ale to chyba normalne w jej stanie. Widziałam, że nie chcę ze mną rozmawiać, ale nie miałam jej tego za złe... Nie chciałam już jej przeszkadzać, więc pożegnałam się i wyszłam... 
Bartek nadal siedział na korytarzu... Postanowiliśmy pojechać do naszego mieszkania, żeby zabrać parę rzeczy Zuzy. Chciałam jej zawieźć rano.
Perspektywa Zuzy
Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać... Chciałam, żeby było jak kiedyś, żeby Andrzej siedział tu obok i pocieszał... Żeby szeptał mi miłe słówka, dzięki którym miałabym jakiś cel, by stąd wyjść.... A teraz? Teraz nie mam nic, no prawie... W końcu noszę pod sercem małą istotkę, która nie jest niczemu winna. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos lekarza, który mówił, że za niedługo będę mogła wyjść... Normalnie to bym skakała z radości, ale teraz? Nie mam po co wracać do pustego mieszkania, które będzie mi tylko przypominało o Wronie... Ehh... postanowiłam się przespać...


***
Kilka dni później...
-Hej, jak się czujesz? - zapytała Ola biorąc moje rzeczy i pakując je do torby.
-No bywało lepiej, ale nie będę się nad sobą użalać... - uśmiechnęłam się lekko.
-I tak trzymaj! Chodź, jedziemy do domuuuu...
Po jakimś czasie siedzieliśmy już w aucie; Bartek prowadził, a ja z Olą z tyłu. Podróż minęła w miarę szybko, może dlatego, że ją przespałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie... Poprawiając swoją pozycję nie do końca wiedziałam gdzie jestem.
-Yyy... z tego, co wiem amnezji nie mam, ale nie przypominam sobie, żebym się przeprowadziła. - popatrzyłam na Olę ze zdziwieniem.
-Głuptasie, jesteśmy pod naszym domem, moim i Bartka. Postanowiliśmy, że przez jakiś czas pomieszkasz u nas.
Aż mnie zamurowało, jak nigdy... Nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Ale jak to? 
-Normalnie... Nie marudź już tylko chodź na górę.
Przewróciłam tylko oczami nic nie mówiąc. Po chwili byliśmy już pod drzwiami, jednak musiałyśmy chwilę poczekać, bo nikt nie wziął kluczy z auta.
-Rozgość się; kawy? Herbaty? Kakao? - Ola zaczęła wyliczać propozycje.
-Hmm, kakao może być.
-Okay już się robi.
Uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki, a ta odwzajemniła gest. Postanowiłam nie przeszkadzać jej przy przygotowywaniu napoju, wzięłam więc pilota i popykałam po kanałach... Ledwo znalazłam jakiś ciekawy program to Ola przyniosła "zamówione" kakałko. Się dziewczyna wyrabia.
-A Bartek gdzie? - zapytałam popijając napój i oczywiście parząc się przy tym. - Auu...
-Uważaj sieroto. - zaśmiała się. - A co do Bartka to poszedł na halę, trening mają.
-No to poobgadujmy go. - zaśmiałyśmy się.
-Hahaha no doobra.
_________________________________________________________________________
Noo, jest tu ktoś jeszcze? :( mam nadzieję, że tak :D przybywam do Was po cholernej, wiem, przerwie... Ale teraz obiecuję postaram się dodawać rozdziały systematycznie, szczególnie, że już niedługo koniec ^^ Już za kilka dni rozpoczynamy turniej w Berlinie! Trzymajcie kciuki za nasze Orzełki i oby wszystko poszło dobrze! <3 Pozdrawiam i liczę na komentarze :**



8 komentarzy:

  1. Pierwsza!!
    Ja piciele... Sie narobilo! Zuzka da rade wiem o tym! Ona zawsze da rade!
    Czekam!
    Black.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie jest <3 Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No naareszcie! :D Już się bałam, że do nowego roku nic nie dodasz..
    Trochę się tu dzieje.. O.o Ale Zuza musi się jakoś trzymać dla tego maluszka ^^
    Pisz szybko następny! :]]]]
    Pozdrawiam! :*

    Zapraszam też do siebie na nowy rozdział :))
    http://ukryteuczucia.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha piszę piszę :* oo wpadnę wieczorem <3

      Usuń
  4. Nareszcie :-D przeczytałam zaraz po dodaniu, ale nie chciało mi się komentować:-P
    Zapraszam do siebie. Zaczyna się wątek siatkarski.
    http://dramioneszkolnerozterki.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń