poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Czternastka

Nie powiem... Nie dość, że ładne i wygodne te pokoje to i duże i przestrzenne. Rano obudziłam się ok. 11, a Andrzeja już nie było obok. "Ciekawe, gdzie zniknął" - pomyślałam. Nie mogłam się nawet dłużej namyślić, bo ten nagle wparował do pokoju z duuużą ilością pyszności. Przyniósł rogaliki z ciasta francuskiego z czekoladą, kakao, sok, jajecznicę, świeże bułeczki, sałatkę... Do wyboru do koloru!
-Mam nadzieję, że mi z tym pomożesz. - zaczęłam.
-Jak coś zostanie to i owszem, ja już trochę zjadłem, a Ty musisz mieć dużo siły na dzisiaj!
-Co masz na myśli? - odparłam lekko zaniepokojona.
-Aaa to już niespodzianka! - powiedział szybko dając mi buziaka - Ty sobie tutaj jedz spokojnie, a ja idę pod prysznic. 
-Ehh jak tam sobie chcesz...
-Smacznegooo! - krzyknął już zza drzwi łazienki. Po chwili słyszałam już jak woda zaczęła lecieć z prysznica. Postanowiłam w końcu zabrać się za to jedzenie, bo tyle pyszności bądź, co bądź nie mogło się zmarnować. No cóż... takie życie. 
Nie powiem, chłopak wie, co mi smakuje. Po chwili Endrju wyszedł spod prysznica, założył ręcznik i śpiewając nareszcie opuścił łazienkę.
-No kochana, ja już prawie gotowy. Teraz czas na Ciebie; zmykaj do łazienki robić się na bóstwo! Idziemy zaszaleć!
-Mam nadzieję, że to nic ekstremalnego...
-Spokojnie, nie masz się o co martwić. No raz raz!
 Nie powiem, trochę się zestresowałam, ale znając jego nie zrobiłby nic przeciwko mnie... Ogarnęłam się w miarę szybko i wyszłam z łazienki.
-Wow - tylko tyle zdołał z siebie wydusić, gdy podeszłam. Po chwili natomiast zaczął mnie całować.
-E panie, mieliśmy iść zaszaleć, a nie się migdalić w pokoju.
-A co ja Ci nie wystarczam? Pfy. No dobra, wychodzimy... - zaśmiałam się cicho i dałam mu buziaka.

 ***
Do lokalu wbiliśmy jakoś po 15 i było dość pusto... 
-No no, niezła miejscówa.
-No przecież, bo ja wybierałem!
-Taaa - powiedziałam śmiejąc się - Może narazie przejdziemy się jeszcze do parku, póki tu takie pustki?
-W sumie czemu nie. 
Chodziliśmy tak z godzinę, może więcej. Po chwili postanowiliśmy wrócić.
-To co? Podbijamy parkiety?
Nie musiałam pytać dwa razy, bo ten od razu zerwał się i wyciągnął mnie na środek. Jak na to, że już coś koło 18 to nadal ludzi zbytnio nie przybyło. Nie bawiliśmy się zbyt długo, bo nagle zaczął mnie mocno boleć brzuch. Andrzej zaprowadził mnie do łazienki i tak jak myślałam... zaczęło się.
Perspektywa Oli 
Siedzieliśmy sobie z Bartkiem w kawiarni, żeby wszystko obgadać, może spróbować na nowo, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu ukazał się napis "Andrzej"... Ciekawe o co chodzi - pomyślałam odbierając połączenie.
-Halo?
-Halo? Ola? Zuza, ona... no wiesz... chyba się zaczęło...
-Co? Jak? Gdzie? Kiedy? - odpowiedziałam nagle zrywając się z krzesła.
-Byliśmy w klubie, a ją nagle zaczął boleć brzuch, poszliśmy do łazienki i no wiesz...
-O matko! Dzwoniłeś po karetkę?
-Tak, są w drodze.
-Do jakiego szpitala ją wezmą?
-Do tego niedaleko galerii, kojarzysz?
-Tak, tak. Zaraz tam będziemy, a Ty siedź z nią póki nie przyjadą! - krzyknęłam rozłączając się.
-Co się stało? Coś z Zuzką? - zapytał zaniepokojony Bartek.
-Tak, nie, yyy rodzi! Musimy jechać do szpitala, czekają w klubie na karetkę, zaraz powinna być.
Po dłuższej chwili wszyscy byliśmy już w szpitalu i z niecierpliwością czekaliśmy aż dowiemy się co z Zuzką...Andrzej juz prawie chodził po ścianach, a ja próbowałam go jakoś uspokoić, pomagał mi też Bartek, który jako jedyny miał stalowe nerwy. Mijały godziny, a my nadal nie wiedzieliśmy co z nią i z dzieckiem. Byliśmy podwójnie zdenerwowani, bo od początku było wiadome, że jest pół na pół szans, że Zuzka przeżyje poród... 
Minęło juz chyba z 5 godzin, jak nie więcej, a my nadal wiedzieliśmy tyle, ile na początku, czyli nic. w końcu postanowiłam, że pójdę po kawę, bo bądź, co bądź szybko to się nie skończy, a zbliżała się już noc. Kiedy wróciłam coś drgnęło... Wiedzieliśmy już, że Andrzej ma zdrową i śliczną córeczkę. Wszystko fajnie, ale gorzej z Zuzką; jej stan nie był za bardzo stabilny, lekarze robili, co mogli. To też trochę trwało... Andrzej, jak dowiedział się, że może wejść choć na sekundę do małej, to od razu tam pobiegł. O mało co nie staranował pielęgniarek po drodze. A my co? Z Bartkiem nadal czekaliśmy na wieści no i na powrót Andrzeja.
-Państwo są z rodziny pacjentki? - nagle usłyszeliśmy głos lekarza.
-Jesteśmy przyjaciółmi, ale ojciec małej - mówiłam patrząc na powracającego Andrzeja - znaczy mąż, jest tutaj - skończyłam łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę lekarza.
___________________________________________________________________________
Tak wieeeeem, nie zabijajcie. Trochę długo mnie nie było, ale nie mogłam się zmotywować do napisania czegokolwiek, niby coś zaczęłam, ale nie skończyłam i tym sposobem rozdział pojawił się dopiero teraz. No, ale jestem, żyję. Jak tam samopoczucie w ostatnie dni wolności? :( Ktoś, jak ja, idzie do nowej szkoły? :D Ahh no i bym zapomniała! Z kim się widzę już za 2 tyg w Katowicach na meczu gwiazd?!

 

3 komentarze:

  1. Tosia, Włodarczyk, Nowakowski i Wrona.
    Pełne smutku, łez, z małą dozą szczęścia. Happy end? To się dopiero okaże. Zapraszam.
    https://nieprzewidzianaprzyszlosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń