środa, 3 lutego 2016

Dwunastka

-Halo? - odebrałam niepewnie.
-Ola? Andrzej jest w szpitalu, Zuza nie odbiera, proszę Cię przyjedź - usłyszałam głos Bartka, który był cały roztrzęsiony.
-Co?! Jak to się stało? Gdzie Wy jesteście? Już jadę!
-Potem Ci wszystko opowiem. Jesteśmy w szpitalu 2 przecznice od hali na II piętrze.
-Ok, zaraz będę - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Po chwili byłam już w aucie, jednak postanowiłam po drodze zabrać też Zuzę. Dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie odbierała, więc czym prędzej ruszyłam w kierunku jej mieszkania. Nadal jednak próbowałam się z nią skontaktować. Nie minęło 15 minut, a stałam już pod drzwiami dzwoniąc zawzięcie i pukając. Po chwili otworzyła, opowiedziałam jej tyle, co wiem i czym prędzej popchałam ją w kierunku samochodu. Całą drogę byłyśmy roztrzęsione, a Zuza nawet płakała. Droga do szpitala niemiłosiernie się nam dłużyła... Po ok. 10 minutach nareszcie byłyśmy na miejscu, czym prędzej weszłyśmy do środka i udałyśmy się na właściwe piętro. Chwilę później zobaczyłam załamanego Bartka, który siedział przy drzwiach do sali.
-Bartek... - ledwo się odezwałam, a chłopak mnie przytulił jak nigdy wcześniej i zaczął płakać. Zrozumiałam, że z Andrzejem musi być naprawdę ciężko, skoro nawet Bartek się rozkleił. Chwilę później ochłonął i opowiedział mi, co się stało.
-On... jechał do Zuzy, by znowu ją przeprosić i... na zakręcie hamulce zaczęły szwankować, po czym uderzył w drzewo. 
-Gdzie on jest? Jest przytomny? - Zuza w końcu się otrząsnęła i zrozumiała, co się stało.
-Jest na sali operacyjnej, miał całą twarz we krwi i rozciętą rękę.
-O Boże... wiesz... wiesz gdzie ta sala?  - odparła cała we łzach.
-Na końcu korytarza, ale nikt tam nie może wchodzić.
Perspektywa Zuzy
To wszystko moja wina... Gdyby nie ja to zostałby w domu i nic by się nie stało. Muszę to jakoś naprawić, tylko jak? Hmm coś się wymyśli, na razie najważniejsze jest to, by się obudził i wyszedł z tego cało.
3 godziny później...
-Państwo są rodziną pacjenta?
-Nie - odpowiedział Bartek równo z Olą.
-Tak - odrzekłam pewnie, a oni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem - Jestem... jestem jego żoną.
-No cóż, dobrze. Tak, więc proszę za mną. Pacjent leży pod piątką, jednak jest w ciężkim stanie i nieprzytomny, ale to przez śpiączkę. Proszę się nie obawiać, operacja poszła zgodnie  z planem i już niedługo powinien się obudzić. Bądźmy dobrej myśli.
-Dobrze, a czy mogę do niego wejść? Chociaż na minutkę...
-Niestety jego organizm jest wyczerpany i odwiedziny nie są wskazane. Rozumiem, że się pani martwi, jednak w tej chwili proszę zachować spokój i cierpliwość, w pani stanie to priorytet - skończył wskazując na mój brzuch jakże bardzo zaokrąglony, a ja zarumieniłam się lekko. 
Czas mijał nam dość szybko, jednak stan Andrzeja pozostawał bez zmian. Cieszyłam sie jednak, że nie było gorzej. Przynajmniej na razie...
Mijały godziny, dni, tygodnie... W końcu nadszedł dzień, gdy Andrzej może wyjść ze szpitala. Bądź, co bądź byłam szczęśliwa, nawet odwiedzałam go 2 razy w tygodniu, gdy odzyskał przytomność. Postanowiłam, że wysłucham, co miał mi do powiedzenia w dniu wypadku.
-Słuchaj Zuza... Wybacz mi! Spróbujmy jeszcze raz, tamten incydent nie miał dla mnie znaczenia. Będziemy mieli dziecko, które nie jest niczemu winne i musi wychowywać się w pełnej rodzinie. Wybacz mi, kocham Cię i nigdy nie przestanę. Wiem, że Ty też coś do mnie czujesz, wybacz mi. 
Wysłuchałam jego monologu, chciałam coś powiedzieć, jednak nie wiedziałam co. W sumie miał rację - kochałam go i kocham nadal. Będziemy mieli dziecko i nie może cierpieć przez jego... nasze błędy. Może mu dać tę drugą szansę? A może nie? Sama nie wiem... Już chciałam coś powiedzieć, jednak Andrzej mnie pocałował jak nigdy. Namiętnie... Długo... Z uczuciem... Znowu poczułam motylki w brzuchu jak nastolatka, jednak wiedziałam, że muszę być ostrożna. Pomyślałam, że w sumie raz się żyje! Można spróbować...
-Wiesz... Przemyślałam to, myślę, że możemy spróbować - w tym momencie ujrzałam łzy w jego oczach, takie dwa małe ogniki... Wzruszyłam się, nie powiem. - Pamiętaj jednak, że tamtego incydentu nigdy nie wymarzę z pamięci, może z czasem się uda, ale nie obiecuję... Jak na razie niech zostanie tak jak jest. Ty mieszkasz u siebie, ja u siebie i tak będzie najlepiej, a po urodzeniu dziecka zobaczymy jak to się potoczy. Kocham Cię... - odparłam, po czym złączyliśmy się w długim i kolejnym pocałunku. Może robię źle, może dobrze. Czas pokaże...
__________________________________________________________________________
Tak wiem długo mnie nie było, ale byłam taka podekscytowana meczami, na których byłam, że nie miałam weny. Zresztą szkoła też robi swoje, ale już za tydzień mam ferie i nadrobię wszystko. :D Jednak nie będę Was oszukiwać, koniec bloga się zbliża ;) Może będą jeszcze z 2-3 rozdziały, ale nie obiecuję. Teraz mam w planach założyć takiego ogólnego, bez opowiadań. Dajcie znać, co o tym myślicie i wgl w komentarzach! :D Pozdrawiam i całuję! :**
 

8 komentarzy:

  1. No nareszcie się doczekałam :-) świetny rozdział. Fajnie, że się dogadali i że Zuza dała Andrzejowi drugą szansę. Oby jej nie zmarnował.
    Czekam na następny. Pozdrawiam :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps.Zapraszam do siebie na nowe rozdziały

      Życie nie zawsze jest takie jak chcemy.
      http://zycieniezawszejesttakiejakiechcemy.blogspot.com/?m=1

      Droga do sukcesu nie jest wysłana różami.
      http://dosukcesuniemadroginaskroty.blogspot.com/?m=1
      Oraz na prolog
      Dzień, który zmienia całe życie.
      http://jednedzienktoryzmieniacalezycie.blogspot.com/?m=1

      Usuń
    2. O mamo :D juz mi się tym zaległości zrobiło przez szkołę, że masakra... Ale jeszcze tydzień i ferie, więc postaram się nadrobić ^^

      Usuń